05.08.2024
O biskupie Wawrzyńcu i czasach jego po...
Był siódmym biskupem lubuskim i pierwszym, o którym, w przeciwieństwie do poprzedników, udało się ustalić ...
Rozpoczynamy publikację jubileuszowego cyklu gawęd pod wspólnym tytułem „Opowiastki kościelne”.
To jedna z form naszego zaangażowania się w realizację programu obchodów jubileuszu 900-lecia ustanowienia biskupstwa lubuskiego 1124(25)-2024.
„Naszego”, czyli kogo? Członków Klubu Regionalistów działającego od szeregu lat przy Wojewódzkiej i Miejskiej Bibliotece Publicznej w Gorzowie i ich przyjaciół, którzy swe wyprawy studyjne w latach 2022-2024 postanowili skupić na tej jubileuszowej tematyce, organizując akcję tropienia śladów tamtej epoki i zdawać tutaj z niej pisemne relacje.
Zarys granic biskupstwa lubuskiego (za: „Nowa Marchia – prowincja zapomniana…”, nr 11, s. 20)
Z zamiarem dotarcia do tych Lubuszan, którzy stroniąc od uczonych rozpraw pragną poszerzyć zakres swej wiedzy w jej popularnym wydaniu, będziemy dzielili się naszymi odkryciami, dokonanymi podczas tych wypraw. Odkryciami, odczuciami i refleksjami z tym związanymi wyrażonymi formie opowiastek o co ciekawszych kościołach zbudowanych w granicach tamtego historycznego biskupstwa oraz innych miejscach i sprawach z nimi związanych. Będzie tu mowa o ich związkach z historią miejscowości i regionu, w powiązaniu z dziejami katolickiego kościoła na tych ziemiach. Podejmując różne aspekty tych powiązań pisać tu będziemy o ich budowniczych i patronach, o osobliwościach architektonicznych i obyczajowych świątyń miejskich i wiejskich, z wsi biskupich, wsi zakonnych i wsi rycerskich, o ich losach w zawiłych wirach dziejów ich diecezji.
Ze względu na temat jubileuszu, nasza uwaga skupiona będzie przede wszystkim na średniowieczu. Niezwykłemu okresowi, w którym w naszym regionie kładziono podwaliny cywilizacji europejskiej w sferze kultury, a w życiu gospodarczym fundamenty istniejących do dziś miast i związaną z nimi oraz ukształtowaną wtedy w swych elementarnych zrębach, siecią dróg do osad tworzących wspólnotę ekonomiczną lokalnych rynków. Okresowi, który jest tak przez nas niedoceniony i lekceważony, gdy mówimy o “mrokach średniowiecza”.
Z zamiarem przygotowania sobie pola dla dalszych opowiastek zatrzymajmy się nieco dłużej na tym problemem poczucia naszej wyższości nad tamtym etapem rozwoju naszego regionu.
Epitety
Zdarza się, że w sporze z kimś, zbytnio ulegając emocjom, zamiast rzeczowego argumentu sięgamy po epitet mający naszego partnera dialogu w pełni pogłębić, waląc go w twarz krótkim: „średniowiecze”!
I mnie się to często zdarzało, mimo że na studiach historycznych tyle nam mówiono o wznoszonych w tej epoce katedrach, o powstałych w tym czasie uniwersytetach, o subtelności przejawów kultury rycerskiej i narodzinach samorządu miast i wsi. Także o błogosławionych dla nas Polaków skutkach ówczesnego dołączenia się Mieszka I z jego państwem gnieźnieńskim do grona państw europejskich. Do wspólnoty spadkobierców kultury antycznego świata wzbogaconego o judeo-chrześcijaństwo, kiedy księża świeccy uczyli nas czytać i pisać, zakładać administrację państwową opartą na prawie, a zakonnicy wznosić budowle kamienne, zakładać ogrody i plantacje rzadkich upraw i wprowadzać udoskonalone metody uprawy ziemi.
I wtedy to, usprawiedliwiając to moje obelżywe „średniowiecze”, tłumaczyłem się przed sobą, że miałem na myśli „ciemnogród” utożsamiany z ludem, z ówczesnymi mieszkańcami wsi. Gdy jednak jako historyk regionu zacząłem głębiej wnikać w życie ludzi wsi średniowiecza naszych okolic, wtedy coraz bardziej wzrastał we mnie szacunek do nich, zabarwiony podziwem dla dokonań, a dystans do siebie jako nieuka i dyletanta.
Prawda, były i „mroki średniowiecza” z przejawami dzikości i okrucieństwa wyrastającego ze zwierzęcych cech naszej natury. Naszego ponurego wnętrza, którego ponadczasowym symbolicznym uosobieniem jest morderca swego brata, biblijny Kain, z najstarszej rodziny świata naszej kultury. Ciemnej strony naszej duszy odziedziczonej z okresu setek tysięcy lat jaskiniowej epoki dziejów naszego gatunku. Zachowań motywowanych wiarą we wszechobecną magię, zaklęcia i klątwy ubrane w mity, zamrożone w dyktat odwiecznego obyczaju. Zachowań wspartych wiarą w diabła kusiciela z ogonem i rogami, zagrażającego grzesznikom widłami i pośmiertnym ogniem piekielnym w zaświatach.
Diabeł Rokita w Witnickim Parku Drogowskazów
Wiarą w świat, w którym ludzie z pomocą mistrzów magii i za sprawą wiedźm obcowali na co dzień z duchami, zjawami i potworami w rodzaju smoków, bazyliszków i innych maszkar z repertuaru ich średniowiecznych bestiariuszy.
Bazyliszek w Witnickim Parku Drogowskazów
Oni a my
Jednak ten ich świat zbrodni i łajdactw dokonywanych w swym otoczeniu, jakże blednie wobec piekła na ziemi, jakie urządzili nam dumni z siebie przedstawiciele cywilizacji zachodniej XX wieku, gdy w ogniu zapalającym bomb zrzucanych na śpiące miasta, w imię naukowo uzasadnionych rasowych, nacjonalistycznych czy politycznych racji niszczyli wszystko, co żyje, na równi z dobrami kultury uznanej za wrogą.
Jakże niewinnie rysuje nam się ten średniowieczny demon z widłami i straszący w wielkopolskim kościółku nieuczciwą karczmarkę piekłem za grzech dolewania wody do piwa, wobec demonów –
“Bo nie dolewała” malowidło z kościoła w Słopanowie
– sprawców masowych zbrodni dokonanych w latach ostatniej wojny w postaci uzbrojonych w karabiny maszynowe żołnierzy masowo rozstrzeliwujących Żydów tu i teraz. Także ich dzieci, które nie zdążyły jeszcze zgrzeszyć. Dlatego tylko, że jeden z narodów przyznał sobie prawo decydowania o tym, który z ludów czy naród ma prawo do życia na planecie Ziemia. Przy ochoczej aprobacie podobnych panów planety z innych nacji. I tak dalej, i tak dalej.
A jak my, Polacy, uznający się za przedmurze zachodniej chrześcijańskiej cywilizacji opartej na moralnym fundamencie miłości bliźniego, wyglądamy we własnych oczach dziś, gdy odmawiamy gościny rodzinom uchodźców, szukającym u nas schronienia przed zagrażającym im złem?
Gość w dom Bóg w dom
Ludzie średniowiecza pielęgnowali odwieczne prawo gościnności wobec przybysza z obcych stron i gdy pukał do ich drzwi, przyjmowali go według zasady gość w dom Bóg w dom.
Wspominam z podziwem i smutną nostalgią lata mego dzieciństwa spędzonego na nadwarciańskiej wsi w ziemi wieluńskiej, gdzie panował piękny odwieczny obyczaj zgłaszania się nieznanego wędrowca do sołtysa, który dawał mu karteczkę z adresem gospodarstwa. Wyznaczona w kolejności zagroda na mocy tej tradycji miała obowiązek obcego przybysza ugościć i przenocować. Gdy w roku 1948 z dwoma kolegami wybraliśmy się na motocyklową wycieczkę po Polsce i na Górnym Śląsku – zgodnie z tym odwiecznym zwyczajem – zgłosiliśmy się do sołtysa, ten nam wskazał adres, pod którym gospodarze odstąpili nam swoją sypialnię, a sami udali się na noc do innego pomieszczenia!
Więc kto tu jest większym barbarzyńcą i mieszkańcem ciemnogrodu: oni, ludzie średniowiecza, których gościnność przetrwała w tym obyczaju do czasów mojej młodości czy my ludzie XXI wieku, uznający siebie za ludzi wyższej kultury? Jest nim ten ciemny lud pogardzanych „wieśniaków” czy panowie z dworu i światli ludzie z miasta?
I o tym moim i naszym podziwie i szacunku dla licznych generacji poprzednich mieszkańców wsi będziemy gawędzili z Czytelnikami tej strony.
Opowiastki które im poświęcimy, nazwaliśmy kościelnymi. Nie tylko z racji wyłożonych wyżej. Także i dlatego, że dziś, ogólnie rzecz ujmując, niektóre z kościołów, tych jakże charakterystycznych dominant współczesnego krajobrazu kulturowego regionu, są jedynymi reliktami tamtej średniowiecznej epoki.
Budynek kościoła jako centrum życia duchowego wsi był miejscem, w którym przez fakt cotygodniowych niedzielnych spotkań wiernych ogniskowały się emocje mieszkańców, tutaj swemu Bogu składających dzięki za Jego dary i wznoszących błagalne modły o ratunek w potrzebie. Miejsca ich duchowych walk z własnymi demonami mrocznej strony ich dusz.
I o tych powodach do podziękowań i błagań ludzi wybranych wsi i miast diecezji lubuskiej będzie także tutaj mowa.
Liczymy na to, że przyjęta prosta formuła opowiastki, jaką nadajemy naszym relacjom, zachęcą Czytelników do współpracy z nami w redagowaniu tej strony w imię zasady “nie święci garnki lepią”. Także do współpracy z powiązanymi z tym folderem stronami fotoreportażu i rysunku czy opowiastek i filmowych. Do czego serdecznie zapraszamy.
Zbigniew Czarnuch, Witnica 1 stycznia 2022
fotografie: Maria Gonta