Słowiańskie siedlisko
19 grudnia 2024 r., w Ośrodku Integracji i Aktywności, podczas Dyskusyjnego Klubu Książki, dyskutowano o ...
Zafon w swej powieści zatytułowanej „Więzień nieba” znów zaskakuje nas wyszukaną erudycją: bogatym, niezwykle ciekawym słownictwem, humorem i niczym niezmąconą fantazją językową. Wystarczy dodać do tego interesującą fabułę owianą nutką tajemnicy w otoczce grozy i jak już wcześniej wspomniałam humoru – inteligentnego, nieco rubasznego i oryginalnego i mamy powieść godną polecenia niejednemu czytelnikowi, który potrafi dostrzec i docenić specyficzny klimat tego typu utworów. Postać Fermina Romero de Torres wzbudza w nas pozytywne, ciepłe uczucia. Jawi się tutaj wielokrotnie, doznaje prawdziwych mąk piekielnych na duszy i ciele (w szczególności na ciele), co rzecz jasna, nie pozostaje bez szwanku na jego ogólnym zdrowiu, ale pomimo tego całkiem nieźle sobie radzi. Pozostaje poczciwym, pełnym humoru i dystansu do siebie oraz otaczającej go rzeczywistości barwnym przedstawicielem tej części ludzkości, która pomimo trudów, cierpienia jakie napotyka na swej drodze zachowuje urok, wrażliwość, uczciwość, honor i dumę. Tylko pozazdrościć mu można pogody ducha oraz…. niezwykle barwnej, niebanalnej, wyszukanej erudycji językowej, która bawi i chwyta za serce jednocześnie. Kierowany chęcią pomocy bliźniemu nie waży się stanąć w obronie kobiety i stanąć oko w oko z napastnikiem, przy którym jeśli porównywać siły fizyczne ma bardzo nikłe szanse na zwycięstwo w przypuszczalnej walce. Jednak tutaj szczęście mu sprzyja i z całej opresji wychodzi bez szwanku z piękną kobietą przy boku. I tutaj muszę przyznać się szczerze, iż czytając wyobrażałam sobie tego niepozornego, chudego mężczyznę o sercu dziecka, który w całej swej prostocie nie raz doprowadził nas do śmiechu, wzruszył i pokrzepił duszę: „Fermin przyjrzał się temu cudowi natury i pozwolił się przytulić sercu, które było niewiele młodsze od jego serca”. Jeśli zatem spojrzeć na całą powieść z szerszej perspektywy to cechą w niej dominującą jest humor przejawiający się przede wszystkim w zabawnym, pozornie bardzo lekkim sposobie opisywania rzeczywistości i zdarzeń w niej się rozgrywających, które tak naprawdę zasługują na miano tragicznych, traumatycznych czy głęboko przejmujących. Pozwala to jednak czytelnikowi nieco zdystansować się od namiaru przykrości jakie mają miejsce w więzieniu, w którym przebywał Fermin oraz David Martin. Skupiamy się także poniekąd na „kwiecistości” języka i upajamy jego bogatą lecz przystępną formą.
Zafon w swym utworze ukazał nam trudną sytuację powojenną w kraju: bieda, nieprawomocne wyroki, okrutny reżim, zupełnie jakby chciał nam też przybliżyć historię swojego kraju – mam nadzieję, że opierał się na prawdziwych zeznaniach. Pozostałe postaci są nie mniej barwne i intrygujące niż sam Fermin; często okrutne, wyrachowane i niezwykle zdeterminowane w dążeniu do swych celów. Inne poczciwe, wrażliwe, ufne i „uzbrojone” we „wrodzoną” dobroć. Trochę jak na zasadzie przeciwieństw. Autor nie szczędzi nam szczegółów z życia najważniejszych bohaterów obecnych w powieści ukazując ich jako zwykłych śmiertelników mających równie zwykłe życie, sprawy, problemy np. wieczór kawalerski Fermina, przymiarki sukni jego przyszłej żony, upojenie alkoholowe Pana Sempere (tutaj zaskoczenie), rozterki sercowe Daniela, mały Julian, który nie chce spać w nocy itp. Dodaje to „autentyczności” opisywanym postaciom, tchnienia charakterystycznego dla tych z krwi i kości. Z tą tylko różnicą, że w ich świecie istnieje „Cmentarz Zapomnianych książek”, nieodgadniona postać Davida Martin i szereg tajemniczych wydarzeń w owianym nutką grozy i mroku mieście Barcelona, która nieustannie budzi się do życia na kartach powieści. U nas natomiast jest prawdziwe życie, ale już nie opisane z taką wyszukaną erudycją i zacięciem jak w „Więzieniu nieba”. Szczerze zatem polecamy tym wszystkim, którzy cenią niebanalny przekaz, barwny język i intrygującą, dodałabym, mroczną fabułę.
Anna Chybalska – Nowak