Küstrin 1232/1932 = Kostrzyn 1232/1932

 
 

 

 

Küstrin 1232/1932 : Bilder aus Vergangenheit und Gegenwart einer alten brandenburgischen Veste = Kostrzyn 1232/1932 : obrazy z przeszłości i teraźniejszości starej brandenburskiej warowni / hrsg. von Ralf Juon ; [Übers. Marcin Wichrowski]. – Zielona Góra : Sand-Media ; Kostrzyn nad Odrą : Muzeum Twierdzy Kostrzyn, 2012. – 103, [1] s. : il. ; 30 cm.
 

Fragment publikacji:
Dieses Buch – ich meine natürlich das Original, das diesem wunderschönen Reprint zugrunde liegt – bekam ich 1941 zum Geburtstag geschenkt. Obwohl ich noch gar nicht lesen konnte, wurde es auf der Stelle zu meinem Lieblingsbuch, und an Hand der Fotos plante ich dann die Erkundungsgänge durch meine Heimatstadt. Zunächst gemeinsam mit meinem Großvater, später „auf eigene Faust".
Es fügte sich dann sehr gut, dass ich bereits mit fünf Lesen und Schreiben lernte, denn dadurch erlernte ich noch die alte Frakturschrift, die ja ab 1942 nicht mehr gelehrt werden durfte. Das war übrigens ein Geschenk fürs Leben, denn später, als DDR-Soldat, konnte ich meinen Kameraden die Briefe ihrer Mütter vorlesen…
Und die Erzählungen meines Großvaters von der 700-Jahr-Feier 1932, dem letzten unbeschwerten Fest des alten Küstrin, ergänzten dieses Idealbild meiner Stadt, die in der Realität inzwischen allabendlich in der verordneten Finsternis versank.
Der Bildband begleitete mich zusammen mit meinem Teddybären auch in den Luftschutzkeller, und als der bittere Tag im Januar 1945 kam, an dem wir angewiesen wurden, „nur mit dem Allernötigsten" die belagerte Stadt zu verlassen, habe ich sehr geweint, weil ich „das Buch" zurücklassen musste. Aber meine Mutter hatte eine Idee, für die ich sie noch heute umarmen möchte: es gab im Wohnzimmer einen sogenannten Rauchtisch, mit einer Ablage unter der Tischplatte. „Wenn das Haus einstürzt, ist es hier ganz sicher…" Vielleicht liegt es ja wirklich noch immer unter dem Schuttberg, der einst das Haus Nagelschmiedstraße 146/47 war?
Klaus Thiel, Küstriner, Jahrgang 1936
 
Niniejszą książkę – mam na myśli oczywiście oryginał, który posłużył temu przepięknemu reprintowi za pierwowzór – otrzymałem w 1941 r. w prezencie na urodziny. Chociaż nie umiałem jeszcze czytać, z miejsca stała się moją ulubioną książką, a opierając się na zamieszczonych w niej zdjęciach planowałem później zwiadowcze spacery po moim rodzinnym mieście. Najpierw wspólnie z moim dziadkiem, później na własną rękę.
Bardzo dobrze się złożyło, że już w wieku pięciu lat potrafiłem czytać i pisać, a tym tym samym zdążyłem opanować stare niemieckie pismo frakturowe, którego od 1942 r. już więcej nie uczono. To był prezent na całe życie, jako żołnierz armii NRD czytałem choćby kolegom z wojska listy pisane przez ich matki.
Opowiadania dziadka o obchodach 700-lecia miasta w 1932 r., ostatnim niczym nie zmąconym święcie dawnego Kostrzyna, uzupełniały ów idealny obraz mojego grodu, który w rzeczywistości każdego wieczora z powodu nakazanego zaciemniania tonął w mroku.
Ilustrowany tomik towarzyszył mi wraz z moim pluszowym misiem w przekształconej w schron przeciwlotniczy piwnicy, a kiedy nadszedł gorzki dzień w styczniu 1945 r., w którym nakazano nam opuścić oblężone miasto zabierając ze sobą tylko to, co „najkonieczniejsze", bardzo płakałem, ponieważ musiałem zostawić „Książkę". Moja matka wpadła wówczas na pomysł, za który dziś jeszcze bym ją z chęcią uściskał: w salonie był tak zwany „stolik dla palących", ze schowkiem pod blatem: „Gdy dom się zawali, będzie tutaj zupełnie bezpieczna…".
Może rzeczywiście wciąż jeszcze leży ona pod stosem gruzów pozostałym z dawnego domu przy ulicy Gwoździarskiej 146/47?
Klaus Thiel, kostrzynianin, rocznik 1936