Słowiańskie siedlisko
19 grudnia 2024 r., w Ośrodku Integracji i Aktywności, podczas Dyskusyjnego Klubu Książki, dyskutowano o ...
Nasze domowe biblioteczki skrywają wiele książek, które od kogoś-tam dostaliśmy, przez przypadek kupiliśmy a potem o nich po prostu zapomnieliśmy. Jest już wiosna i wielu z nas poruszonych śpiewem ptaków i niesionych tajemniczą energią postanawia odkurzyć swoje zbiory. Ja podczas wiosennych porządków znalazłem Dzieło, którego nigdy jakoś wcześniej nie zauważyłem. Był to „Don Karlos” Fryderyka Schillera.
Zanim przejdę do omówienia treści i problematyki, należałoby napisać chociaż parę zdań o autorze i jego epoce. Johann Christoph Friedrich von Schiller był wybitnym niemieckim twórcą, którego najbardziej znane dzieło „Oda do młodości” pochodzi z pierwszego etapu rozwoju jego twórczości. Okres ten wiąże się także z niemieckim „okresem burzy i naporu”, którego głównymi cechami są (jak podaje wikipedia): postawa buntu, przedstawianie dramatu wybitnych jednostek czy krytyka panujących stosunków społecznych. Wspomniany dramat wpisuje się w ten szablon, a co więcej jest także moim zdaniem wybitnym Dziełem epoki romantyzmu, która z kolei charakteryzowała się postaciami indywidualnymi, buntującymi się przeciw zastanemu porządkowi, częstokroć poświęcającymi swoje życie w obronie ukochanej ojczyzny. Schiller, wybitny przedstawiciel tych nurtów w uznaniu talentu obwołany został „niemieckim Szekspirem”.
„Don Karlos” to Dzieło. Zapewne. Jednak w październiku 1787 roku, kiedy po raz pierwszy został wystawiony w Hamburgu, nie był zbyt ciepło przyjęty. A jednak, na podstawie tego właśnie dramatu w roku 1867 Giuseppe Verdi skomponuje operę – „Don Carlo”, uznaną za jedną z najwybitniejszych sztuk epoki. Rodzi się więc pytanie, co zauważył Verdi, czego nie zauważyła niemiecka publiczność?
Dramat jest wyrazem fascynacji autora problematyką Niderlandów i ich wyzwolenia spod jarzma Hiszpanów. Tytułowy Don Karlos jest synem Filipa II, króla Hiszpanii, a zarazem fanatycznego katolika, który od protestantów otrzymał przydomek „Szatana południa”. Na jego rządy przypada także rozwój inkwizycji, przeciw której również wymierzone jest pióro mistrza. Tytułowy bohater ma być w zamyśle buntownikiem, który będąc w konflikcie z ojcem ma stanąć na czele powstania, które pozwoli wyzwolić Niderlandy przede wszystkim spod prześladowaniem Inkwizycji. Tymczasem, jak na bohatera romantycznego przystało, miota się on pomiędzy miłością do swojej macochy (której na marginesie był narzeczonym, zanim poślubił ją jego ojciec!) a powinnością wobec ukochanej Flandrii. Problem ten jakże aktualny i dzisiaj, kiedy wielu z nas musi wybierać pomiędzy dobrem osobistym a dobrem ogółu.
To nie jedyny problem poruszony w Dziele. Moją uwagę bardziej zwraca wątek przyjaźni, prawdziwej męskiej przyjaźni, która wybacza wszystko. Dla której można bez żalu wszystko poświęcić, dla dobra swojego przyjaciela. Jest ona bowiem szczera i nie wymaga poklasku bądź nagród. Takie właśnie relacje pomiędzy markizem Poza a Don Karlosem są moim zdaniem tym, co dostrzegł Verdi w tym dramacie. Jednocześnie obok tej przyjaźni maluje się także nieszczęśliwa miłość pomiędzy dwojgiem ludzi, którzy wydają być sobie przeznaczeni. Jednak Don Karlos nie może być z oczywistych względów przy boku swojej macochy, o którą zresztą do szaleństwa zazdrosny jest Filip II. Jak więc widać, autor potrafił w jednej książce zawrzeć problemy nie tylko aktualne dzisiaj, ale nagromadził ich tyle, że starczyłyby na kilka książek!
Celowo nie chcę zdradzać w mojej recenzji fabuły, gdyż jest ona nie tylko wartka, ale można ją śmiało porównać z najlepszymi filmami, gdzie akcja zmienia się jak w kalejdoskopie i czytelnik w pewnym momencie po prostu nie może oderwać się od niej. Język jakim jest pisany dramat nie jest zbyt ciężki, pozwala więc całkowicie oddać się przyjemności lektury. Postacie wydają się przemawiać w sposób naturalny, po kilku scenach przestaje się, moim zdaniem, zauważać wysoki język, który posłużył do oddania zdarzeń. Jednocześnie fabuła jest genialna – jedni będą śledzić z ciekawością wątek historyczny, inni będą śledzić układy panujące na dworze hiszpańskim a jeszcze inni z wypiekami na twarzy szukać rozwiązania wątków miłosnych. Co jednak ważne, wszystkie te z pozoru obce materie autorowi udało się spleść, tworząc nierozerwalną całość.
Sprzyja temu także wyraziste zarysowanie bohaterów – bezwzględny Filip II, który otoczony manipulantami, ulega głosom otoczenia, powoli zatracając swoje własne „ja”. Jego żona Elżbieta, która zdaje się nie wiedzieć, komu do końca powinno być wierne jej serce i która powoli zaczyna się dusić w toksycznym otoczeniu króla. Don Karlos, następca tronu, który początkowo dla miłości jest gotów na wszystko aby w końcu, przy pomocy swojego przyjaciela markiza Pozy stanąć przed trudnym wyborem: szczęście własne lub całego narodu. Wspomniany markiz Poza, który dla przyjaźni jest gotów poświęcić wszystko, na co ciężko pracował przez wiele lat, w godzinie próby dając dowód swojego przywiązania.
Moim zdaniem „Don Karlos” jest adresowany do każdego, co starałem się wykazać w niniejszej recenzji. Jest książką godną polecenia na trochę pochmurniejsze wiosenne dni. Ja w każdym bądź razie będę po nią sięgać, umilając sobie czas odkrywaniem jej coraz to na nowo, ponieważ za pierwszym razem nie sposób chyba ogarnąć wszystkich wątków! Dla mnie na zawsze w pamięci pozostaną słowa jednego z bohaterów: „Lecz cnota każda póty nie podpada plamie, dopóki chwila próby jej hartu nie złamie”…
Bartłomiej Suski