Dobrze usposobiony do świata i lubiany – TO – Michał Ogórek
Ten znany publicysta, krytyk filmowy, oraz bardzo rozpoznawalna postać nie tylko znana z telewizji ale przede wszystkim z “dobrych” ciekawych perełek- felietonów, dowcipnej i rzeczowej krytyki i nietuzinkowy satyryk spotkał się z czytelnikami bibliotek gorzowskich 16 marca w nowym gmachu WiMBP. Pierwsze pytanie zadała Michałowi Ogórkowi młoda osoba a dotyczyło ono “Ilustrowanego przeglądu królów polskich, pół żartem, pół serio” i co skłoniło Ogórka do napisania tegoż nie mającego precedensu dzieła. Michał Ogórek odpowiedział, że książeczka powstała ze współczucia dla wszystkich gimnazjalistów, licealistów, studentów kierunków humanistycznych oraz, “rozwiązywaczy” krzyżówek, którzy często i gęsto stoją przed zadaniem zapamiętania wszystkich polskich władców. Autor znając ich ból postanowił, zmierzyć się z problemem i ułatwić rozpoznawalność królów. Zrobił to jak się okazało dobrze.Uśmiechy i szmer radości towarzyszący wywodowi to potwierdził. Felietonista podsumował swoją wypowiedź, że zajął się uzupełnieniem niedopuszczalnej niewiedzy na rzecz wiedzy. Przewrotnie ale celnie .
Wiedział, że nie zostanie poetą – felietony to zmaganie się z formą “banał zabija felieton”.
W latach 80. XX-wieku pisał w Przeglądzie Technicznym, a od 1989 już wiedział, że nie zostanie poetą ani pisarzem tylko to co jest dla niego oczywiste i silne w nim tkwi -felietonistą. I tak się stało. Potem było już o warsztacie. Opowiadał, ze swadą i ciekawie, że napisanie kilku zdaniowego felietonu to niezłe zmaganie z formą. To nie jest tylko bułka z masłem -powiedział-bo felieton nie może być przegadany. Na pytanie, że musi być śmiesznie w felietonie. Odpowiedział, że nie wystarczy, że coś jest po prostu śmieszne. Musi mieć styl i on nad tym w mozole pracuje. Podkreślił z całą stanowczością, że krótkość felietonu jest po to, żeby bardzo precyzyjnie dotykał istoty sprawy. Czasem może dotyczyć ona konkretnego incydentu, który pokazuje jednak coś więcej. Cała praca polega na znalezieniu tego, co jest warte uwagi i opisania i co charakteryzuje nas w tym momencie. Bo jak stwierdził banał zabija felieton. Felieton musi dotykać rzeczy i zdarzeń silnie i celnie. Na pytanie czy często miał odrzucone felietony i jakim szefem był Michnik- odpowiedział, że niekiedy zamiast w czołówce felietony pokazywały się na końcu, lub nie były drukowane. Michnik był szefem wymagającym, ale cierpliwym i uważnym. Do swojej racji potrafił przekonywać pracownika, poświęcając mnóstwo swojego prywatnego czasu. Czasem batalie słowne o tekst trwały kilka godzin. Były to jednak rozmowy, które zapadały głęboko w pamięć, aczkolwiek nieraz nie pomyśli autora Rozpoznawalny wygląd….
Rozpoznawalny wygląd z okularami i niesfornym kosmykiem, który jest zresztą znakiem firmowym Ogórka-sprowokowały pytanie czy ma on grono wielbicielek. Nie zaprzeczył, choć stwierdził, że jest to grono po pięćdziesiątce, które pisze do niego listy. Ale generalnie sztuka pisania listów-epistolografia -umiera już, na rzecz maili. Pisać felietony to według Ogórka …konieczność konieczności – bycia na bieżąco z wszystkimi wydarzeniami- w tym szczególnie politycznymi. I choć przy pisaniu regularnym – przychodzi to nie tak trudno, to bywa temat, że niekiedy tekst nie chce wyjść za przysłowiowe – Chiny Ludowe.
Szpile satyry…
Szpile satyry najczęściej wbija tym politykom i ich krytykuje, którzy obiecują tzw. “obiecanki cacanki” i się nie wywiązują. W pytaniu o mistrza felietonu, czy wzorce z jakich korzystał – odpowiedział: Kiedyś tak, ale obecnie nie powołuje się, bo ma już swoją ścieżkę. Dodał, też, że w Polsce felieton miał wspaniałe tradycje. Nawet jedna z wydanych antologii nazywa się “Od Prusa do Ogórka”; Skromnie, dalej nie drążył tematu.
Zakończył, że życie jest śmieszniejsze niż wszystkie pomysły Jeśli nieraz nie możemy być zadowoleni z różnych aspektów życia kulturalnego, społecznego czy politycznego, to chociaż powinniśmy być rozbawieni. Oklaski pod koniec spotkania świadczyły o tym iż było to spotkanie nader ciekawe.
Jeszcze na końcu były pamiątkowe zdjęcia, każdy “pstrykał” z wielkim przejęciem. Pan Michał uśmiechał się ciepło i pozował cierpliwie. Potem łyk kawy i lody cytrynowe i “polaków rozmowy”, krótkie “spanko” w pokoju gościnnym i wyjazd w nocy do Warszawy. Dla organizatorek ten wieczór choć naszpikowany wydarzeniami okazał się, spokojny, pełen przemyśleń i wnoszący wiele ciepła i radości, humoru.
Ewa Troczyńska-Porada