Słowiańskie siedlisko
19 grudnia 2024 r., w Ośrodku Integracji i Aktywności, podczas Dyskusyjnego Klubu Książki, dyskutowano o ...
9 listopada 2009 roku odbyło się kolejne spotkanie Dyskusyjnego Klubu Książki w Kłodawie. Tym razem, rozmowa ogniskowała się wokół dzieła noblisty Orhana Pamuka, tj. “Stambułu…”. Książka, która jest swoistą wycieczką po tureckiej stolicy, obfituje w szereg plastycznych opisów, w większości opatrzonych fotografiami z archiwów Ary Gülera, Salahattina Giza, czy zbiory Hilmiego Şahenka. Można pokusić się o stwierdzenie, że to lektura dla wytrwałych – liczy prawie 500 stron, a opisy, które dominują nad fabułą, będące warunkiem sine qua non utworu, mogą “odstraszać” niektórych czytelników. Fakt ten był pierwszym i najczęściej podejmowanym zarzutem wobec “Stambułu”.
Dzieło Pamuka jest afabularne, a jego głównym bohaterem tytułowe miasto. Miasto, które – jak zauważyła jedna z klubowiczek – jest jednocześnie autorem. Stambuł to Pamuk, a Pamuk to Stambuł. Inaczej niż w utworach typu “Spóźnieni kochankowie” Whartona, gdzie Paryż był tłem, po części osnową opowieści. Przewrotnie “Stambuł” przedstawia autora, który czuje się nierozerwalnie związany z miastem, z jego historią, ewolucją, kulturą, tworzących klimat miejsca na przecięciu dwóch kontynentów.
Książka pisana pięknym, kunsztownym językiem podkreśla jej niewątpliwe walory literackie. Autor umiejętnie przeplata opowieść fragmentami eseistycznymi, nierzadko poetyckimi. Erudycja Pamuka, ujawniająca się w imponującej znajomości historii, jak również swoistych stambulskich “smaczków” świadczy jak ważną składową jego egzystencji jest zamieszkiwana i oswojona przez niego przestrzeń. Noblista swobodnie porusza się po szerokich obszarach wiedzy filozoficznej oraz kulturowo – cywilizacyjnej. Dotyka zagadnień, niedostępnych zbyt mało wnikliwym obserwatorom z zewnątrz, np. Ta czarno – biała aura jeszcze bardziej uwydatniała stambulską melancholię, a dzięki nam wszystkim wciąż odradzała się na nowo. Chcąc ją dobrze zrozumieć, trzeba dotrzeć tu samolotem z jakiegoś bogatego zachodniego miasta i zanurzyć się w uliczny tłum. Albo wejść pewnego zimowego dnia na most Galata, który jest sercem miasta, i popatrzeć na mijających przechodniów, odzianych w wyblakłe, bure, nierzucające się w oczy stroje. Stambulczycy z moich czasów unikają jaskrawej czerwieni, pomarańczu czy zieleni, tak lubianych przez ich bogatych i dumnych przodków. Na pierwszy rzut oka można by pomyśleć, że robią to celowo, jakby uznawali to za kwestię moralną. Chociaż oczywiście przyczyna jest inna – to ich głęboka melancholia [hüzün] nakazuje im skromność. Jakby mówili: “Tak należy się ubierać w czarno – białym mieście. Tak należy opłakiwać miasto, które od stu pięćdziesięciu lat chyli się ku upadkowi.”
Kolejne spotkanie klubu odbędzie się w grudniu. Tematem będzie utwór Mariusza Wilka “Wilczy notes”.