Nowe obszary, nowe tematy

Ryszard Zienkiewicz, Derda”, wyd. Wojewódzka i Miejska Biblioteka Publiczna im. Zbigniewa Herberta w Gorzowie Wlkp., Gorzów Wlkp. 2020, 156 s.

Pewnie nie zainteresowałabym się książką o dziwnym tytule „Derda”, gdyby nie wydawca, którym jest Wojewódzka i Miejska Biblioteka Publiczna im. Zbigniewa Herberta w Gorzowie Wlkp.

*

Dziwny tytuł to nazwa gry karcianej, w którą gra się w dwie osoby, a więc można pobawić się w nią w najmniejszym towarzystwie. Kiedyś derda była grą popularną, a zdaniem autora dobrze byłoby ją przywrócić, bo jest grą mądrą.

Używa się 32 kart, od siódemek wzwyż. Gra się do zdobycia 500 punktów przez jednego z graczy, czyli trzeba przeprowadzić od pięciu do dziesięciu rozdań. Jest licytacja i rozgrywka, a każdy etap wymaga strategii i pamięci. Podobno derda jest pasjonująca, a także można na niej sporo zarobić. Dla fabuły istotnym elementem jest zapis składający się z elementów graficznych: czworokąt, trójkąt, kreski, a także cyfry. Autor – Ryszard Zienkiewicz – wyjaśnia jej tajniki w trakcie fabularnych zdarzeń, a na zakończenie daje mały podręcznik z zasadami i wskazówkami, jak sobie radzić.

*

Jest 1961 r. Sopot.  Mekka karcianych oszustów, ale i rock and rollowej młodzieży. Narrator opowieści jest oficerem śledczym milicji. W swoim domu  zabity zostaje zasobny mężczyzna, który lubił grać w derdę. Jedynym śladem jest kartka z zapisem rozgrywki, która jak rękopis może być koronnym dowodem zbrodni. Narrator postanawia nauczyć się grać w derdę, wejść w środowisko graczy i znaleźć sprawcę zbrodni. Można tę książkę czytać jako reportaż historyczny, bo wiele w opowieści znaków czasu. Dopełniają ją zdjęcia Sopotu z tamtych lat, z dzisiejszej perspektywy wręcz zgrzebnego, ale trzeba wierzyć dokumentom. Co prawda na drugim planie, ale jest tu także rodząca się subkultura młodzieżowa, kultowy namiot przed sopockim molo, gdzie rock and rolla grały kapele jak Czerwono-Czarni lub Niebiesko-Czarni.

Drugi wątek wiąże się z miłością narratora, ale choć ładnie prowadzony i zakończony happy-endem (przepraszam, że ujawniam), to jednak bardzo schematyczny.

*

„Nasi mądrzy przodkowie dali nam derdę w prezencie – okażmy im wdzięczność i grajmy” – zachęca autor. Mimo nie czuję się na tyle przekonana, by poznawać derdę. Opowieść o miłości także mało mnie wciągnęła. Najciekawszy w tej książce jest świat, który w latach głębokiego socjalizmu mocno był ukrywany, a przecież istniał. Hazardziści, którzy zimą zjeżdżali do „Jędrusia” w Zakopanem, a w lecie do hotelu „Grand” w Sopocie. Grali przede wszystkim w pokera, ale derdziarze również należeli do tego świata. Jak się znaczy karty, jaką strategię przyjąć, przystępując do gry, jak wykrywać zwodnicze posunięcia, jak się bronić przed oszustami – warto te zasady poznać i teraz. Oczywiście, gdy grywa się w karty na pieniądze.

*

„Derda” do znaczących książek nie należy, ale jej lektura krzywdy nie robi. Nie wiem, czy tym wydaniem gorzowska biblioteka chce propagować zapomnianą grę, ale na pewno otwiera się na nowe obszary i nowe tematy. A to pochwalam.

***

Ryszard Zienkiewicz, Derda”, wyd. Wojewódzka i Miejska Biblioteka Publiczna im. Zbigniewa Herberta w Gorzowie Wlkp., Gorzów Wlkp. 2020, 156 s.