77 okrążeń Słońca
W środku jesiennego tygodnia, 23 października 2024 r., gorzowską książnicę odwiedził Jerzy Fedorowicz – autor, ...
12 września Miejska Biblioteka Publiczna w Witnicy gościła znakomitego pisarza i korespondenta wojennego, autora pięciu książek poświęconych republikom kaukaskim, Afryce i Afganistanowi Wojciecha Jagielskiego. Spotkanie prowadził krytyk literacki Rafał Grzenia. Na rozmowę o burzliwych czasach w dalekich krajach, przy kawie i pysznych wypiekach pani Anny Mikisz, przybyło ponad pięćdziesiąt osób. Wojciech Jagielski okazał się skromnym człowiekiem i znakomitym gawędziarzem. Chętnie opowiadał o warsztacie pisarskim i życiu korespondenta wojennego.
Na początku kariery, pod koniec PRL-u, marzył o pracy w Afryce. Tymczasem PAP wysyłała go do byłego Związku Radzieckiego, co groziło zawodową katastrofą. Przecież nie można było w tym czasie pisać prawdy o „Ojczyźnie Światowego Proletariatu”. Niewiarygodnie brzmiąca zapowiedź, że „będzie obserwować proces dekolonizacji”, okazała się prorocza. Wyjazdy na wschód zaowocowały książkami „Dobre miejsce do umierania” i „Wieże z kamienia”, opowiadającymi o wybijaniu się republik kaukaskich na niepodległość.
Jako młody reporter Jagielski poznał swojego mistrza Ryszarda Kapuścińskim: – Zabierałem się do napisania pierwszej książki. Powiedziałem o tym Kapuścińskiemu. Zapytał: „A musisz?” Książki Jagielskiego nie są zbiorem reportaży, które były publikowane w gazetach. Autor uważa, że byłoby to nieuczciwe wobec czytelnika, który już raz za nie zapłacił kupując gazetę. Używa w nich innego, bardziej literackiego języka.
Wyjeżdżając w rejony ogarnięte wojną lub rewolucją Jagielski zamienia się w „robota”, dla którego liczy się tylko wykonanie zadania. Jako Wojciech Jagielski przejmuje się i wzrusza, ale jako reporter jest chłodnym obserwatorem. Chociaż niektórych bohaterów darzy szczególnym sentymentem: Nelsona Mandelę, o którym pisze książkę, Asłana Maschadowa i Ahmada Szaha Massuda. Asłan Maschadow był typem rycerza – opowiadał. – Jego największym marzeniem było być oficerem-artylerzystą Armii Czerwonej. Ale kiedy ta sama armia najechała Czeczenię, jego kraj… Jako rozmówca był nieciekawy, posługiwał się wojskowym językiem. Afgański dowódca partyzantów Ahmad Szah Massud jako jedyny nigdy nie opuścił Afganistanu. Przez cały czas bronił swojej Doliny Pandższiru. W redakcji „Gazety Wyborczej” koledzy śmiali się ze mnie, że moje relacje z Afganistanu to wyznanie miłości do Massuda.
Zdaniem Jagielskiego zarówno Rosjanie, jak Amerykanie przyjechali do Afganistanu, aby pomóc. Afgańczycy myśleli, że wykonają zadanie i odejdą – a tak się nie stało. Nie pozwolono Afgańczykom samodzielnie ułożyć swoich spraw.
Niestety w gazetach jest coraz mniej miejsca na reportaże i nie wysyła się reporterów do odległych krajów. W tej sytuacji trudno będzie znaleźć następców Kapuścińskiego i Jagielskiego.
Władysław Wróblewski