Słowiańskie siedlisko
19 grudnia 2024 r., w Ośrodku Integracji i Aktywności, podczas Dyskusyjnego Klubu Książki, dyskutowano o ...
Na ostatnim spotkaniu Dyskusyjnego Klubu Książki przedstawialiśmy swoje wrażenia z przeczytanej lektury: „Pieśń harfy”, której autorem jest Levi Henriksen. Okładka wzbudza zainteresowanie, jednym słowem świetna oprawa, niebanalna i przykuwająca uwagę. Jednak „zawartość” tejże lektury nas rozczarowała. Spodziewałyśmy się (jak przystało na autora skandynawskich kryminałów) powieści z pazurem, lekkiej i niewymuszonej, zgrabnie i subtelnie przemycającej mniej lub bardziej wyraziste uczucia ludzkie i wartości ogólnoświatowe. Jednakże błądząc wzrokiem po jej stronicach miałyśmy wrażenie, że autor na siłę stara się emanować patosem, wzbudzić w czytelniku wzniosłe uczucia, wprawić w egzaltację i zachwyt używając przesadnie wydumanych sformułowań i nadając rzeczom banalnym i prostym wyraz udziwniony i przesadnie ubarwiony. A wiadome jest przecież, że jeśli coś wzrusza, zastanawia, to najczęściej przez swoją prostotę i wdzięk, a nie przez swój „barokowo – sakralny” wymiar. Ponadto częste przywoływanie sformułowań z Pisma Świętego nie sprawia, że książka wznosi się na „wyżyny duchowe” lecz wywołuje wrażenie nachalnej ze swoją szablonową religijnością. Brak jest w niej subtelności, powiewu świeżości… Mamy wrażenie, że autor silił się, aby „dobrać się” do głęboko skrywanych uczuć czytelnika, wydobyć je za wszelką cenę na wierzch, poprzez odwoływanie się do religii oraz przywoływanie historii ludzkich nie wzruszających (jak zamierzał) lecz rzekłabym nawet absurdalnych i męczących ze względu na swoją przesadę.
W każdym bądź razie nie wiemy skąd tyle pochlebnych ocen na temat tejże powieści, ponieważ noty nadane przez innych czytelników są bardzo wysokie. Jedyne co możemy powiedzieć, że jest to rzecz indywidualnych upodobań, a jak wiadomo o gustach się nie dyskutuje. Jednakże z przykrością stwierdzamy, że nie jest to najlepsza pozycja autora (być może kryminały lepiej mu wychodzą, nie wiemy, nie czytałyśmy). Zamiary jak najbardziej miał szczere i górnolotne, lecz niestety jak dla nas pogubił się trochę w przekazie. Bowiem; naszym zadaniem; wartości takie jak: miłość, nadzieja, wiara, odnalezienie sensu życia czy nawet fascynacja piękną muzyką same w sobie są już tak piękne i wielkie, że niepotrzebne są dodatkowe „udziwnienia” i „gloryfikacje”, ponieważ niszczą ich prostotę i naturalny niewymuszony wdzięk. Ponadto zamiast zachwycać, przywoływać ciepłe uczucia, skojarzenia, wspomnienia czy też myśli męczą i irytują odbiorcę.
Anna Chybalska – Nowak