Syndrom drugiego dzieła

Halina Elżbieta Daszkiewicz „Matylda II. Jak zabić muchę?”, wydawnictwo Debiutant, Malbork 2020, 174 s.

W 2017 r. Halina Elżbieta Daszkiewicz wydała powieść „Matylda, czyli pora na życie”. Całkiem udaną powieść mocno osadzoną w gorzowskich realiach. Jej bohaterką była młoda emerytka – tytułowa Matylda – która poddała się rodzinnemu terrorowi i jako oddana matka i babcia całkowicie zatraciła siebie. Ale w pewnym momencie się ocknęła, uznała, że jeszcze pora na jej życie i zaczęła realizować swoje potrzeby i marzenia. Jednym z nich było uczestniczenie w życiu miasta, rodzinnego Gorzowa, co autorce dało okazję do opisania naszych atrakcji w rodzaju festiwalu cygańskiego Romane Dyvesa lub Wigilii Narodów.

„Matylda II. Jak zabić muchę?” jest ciągiem dalszym pierwszej „Matyldy”. Ale nie radzę czytać tylko tej części, bo czytelnik nie zorientuje się, kto jest kim w licznym gronie rodziny i przyjaciół Matyldy. Na dodatek autorka jednym bohaterom odbiera ich podstawowe cechy, np. zakupoholizm Hanki, do innych powraca, choć już nie żyją, np. do Zenka z psem Felusiem. Niezmienne, choć znacznie wyolbrzymione są podstawowe cechy głównych bohaterek: Matylda piecze ciasta, a Magda je zjada. Ten dobry pomysł do pierwszej części wprowadzający życzliwy humor, tu przeradza się w groteskę. Obok blach z ciastami Matylda piecze jeszcze placki ziemniaczane jako delicję swojej kuchni. I właściwie na tym kończy się rozwój postaci Matyldy. Co prawda uczestniczy ona w licznych miejskich zdarzeniach, co prawda autorka przywołuje nazwiska znanych osób i topografię miasta, ale dla fabuły nie mają one znaczenia. To, co się tam odbywa, przykrywają pospieszne i powierzchowne dialogi koleżanek o niczym.

*

A przecież co najmniej dwa zasygnalizowane wątki mogłyby nadać tej powieści głębsze znaczenie. Pod koniec pierwszej części spełnia się największe marzenie Matyldy – poznaje interesującego pana. W części drugiej ten pan już jest, choć nie od razu wiadomo na jakich prawach. Matylda jest w nim zakochana jak nastolatka, natomiast on nie wie, jak będzie przyjęty. Żeby się lepiej poznać, wyjeżdżają na zimowe wakacje do Szklarskiej Poręby. Co tam było, nie wiemy. Matylda wróciła do domu, nie chciała się zatrzymać u Adama, bo tam nie miałaby co robić bez koleżanek. Ale ogólnie wszystko dobrze.

Halina Elżbieta Daszkiewicz podjęła bardzo ważny i trudny problem związków ludzi w wieku emerytalnym. Wszyscy chcemy być kochani, ci po sześćdziesiątce także. Ale o ile młodzi ludzie łatwo układają relacje między sobą, to wraz z wiekiem rośnie liczba zastrzeżeń. Czy on (ona) zaakceptuje moje przyzwyczajenia? Czy on (ona) pozwoli mi na moje gusty i upodobania? Czy moja fizyczność (zapach, krótkowzroczność, łysina) jej nie zrazi? Czy w jej (jego) szafie znajdzie się miejsce na moje ubrania? Matylda nie ma najmniejszych obiekcji: ona jest doskonała, a on musi ją zaakceptować. Pomysł takiego związku niósł możliwość bardzo ciekawych obserwacji i rozważań, ale autorka prześlizgnęła się po nim jak po lodzie.

*

Matylda pisze książkę o Nonci, czyli Alfredzie Markowskiej, Cygance (albo Romce), która uratowała dzieci z Holokaustu, a potem wychowała pokolenia gorzowskich Cyganów. Matylda odwiedza babcię Nońcię, idzie do świetlicy prowadzonej przez Patryka dla cygańskich dzieci, przewijają się tam – pewnie autentyczne – postaci miejscowych Cyganów. Ale czytelnik nie poznaje ani babci, ani jej świata, ani nawet doznań Matyldy w kontakcie z Cyganami.

*

Na ładnej okładce młoda blondynka stąpa wśród kolorowych tulipanów. To na pewno nie jest Matylda, a tym samym przyszły czytelnik na starcie zostaje wprowadzony w błąd.

Podtytuł książki „Jak zabić muchę?” znajduje uzasadnienie na niecałej stronie tekstu (s.157-8), w scenie, w której panowie nie mogą upolować muchy przy pomocy gazet, a Matylda czyni to szybko używając właściwej packi. I już. Koniec tytułowej muchy.

W wydawniczej informacji o autorce są błędy: jej pierwsza książka nie była nominowana do Lubuskiego Wawrzynu Literackiego za 2017 r., a tylko zgłoszona do konkursu, książkę „Nie idź tam, Cyganeczko” autorka napisała po polsku, a nie po romsku; na język romski został przetłumaczona, ponadto: nazwy mieszkańców miast pisze się małymi literami, a więc nie Gorzowianka, a gorzowianka.

Zarówno mylący obrazek z okładki, nieadekwatny tytuł, brak sprawdzenia informacji o autorze i ortografia obciążają wydawcę, który przyjął usprawiedliwiającą z góry nazwę: „Debiutant”.

*

Dla mnie „Matylda II” jest książką o niczym. Nie mam żadnego tematu i nic po jej lekturze nie pozostaje w pamięci czytelnika. Odnoszę wrażenie, że autorka zebrała niewykorzystane pomysły na obecność swojej bohaterki w życiu miasta, połączyła je kilkoma wypiekami ciasta i uznała, że to może być nowa powieść. Nie jest.

Halina Elżbieta Daszkiewicz ma ogromną łatwość pisania, na strony książki przenosi język potoczny, pełen wyrażeń do zaakceptowania w mowie, ale zapisany razi prymitywizmem. Jej wszyscy bohaterowie mówią tym samym pospiesznym językiem.

O ile debiut Haliny Elżbiety Daszkiewicz był całkiem udany, to druga książka nie dorasta do wyznaczonego wcześniej poziomu. Tak bywa z drugim filmem, z drugą symfonią, z drugą powieścią. Zjawisko to jest znane w kulturze jako syndrom drugiego dzieła. Za długo twórca nosił pomysł i jeśli nie wykorzystał go w pierwszym dziele, wsadza do drugiego. I robi błąd.

Życzę autorce poważniejszego przemyślenia literackiej kreacji rzeczywistości i konstrukcji bohaterów w następnych książkach.

***

Halina Elżbieta Daszkiewicz „Matylda II. Jak zabić muchę?”, wydawnictwo Debiutant, Malbork 2020, 174 s.