W Gorzowie, a jednak…

Trzecia powieść Haliny Elżbiety Daszkiewicz – jak dwie poprzednie – dzieje się w Gorzowie. Główni bohaterowie mieszkają na osiedlu Staszica, przy konkretnie nazwanych ulicach. Pewnie można by wskazać ich domy. Równie realne są inne miejsca w mieście, a pobocznymi bohaterami są autentyczni ludzie z prawdziwymi nazwiskami. Nawet ja jestem wymieniona obok mojego męża Ireneusza Krzysztofa Szmidta. Precyzyjnie jest określony czas akcji, która rozgrywa się w 2018 roku, rok po pożarze naszej katedry.

*

W takiej to konkretnej scenerii żyje duża rodzina: Julka, lat ok. 30 z 12-letnią córką Wiktorią, rodzice Julki, czyli niedobra mama z niedobrym ojcem, dziadkowie Julki, czyli energiczna, troskliwa babcia i ciepły dziadek, brat Kuba, kuzynka Jagoda z mężem Marcinem, Malwina, Adam i jeszcze parę osób, których nie spamiętałam. Także duże grono sąsiadów. Jest jeszcze Rafał, który towarzyszy Julce od trzech lat, w rodzinie jest traktowany jako pełnoprawny jej członek, je i sypia z Julką, tyle że mieszka po sąsiedzku. Na dodatek jest artystą saksofonistą i swoją muzyką łamie wszystkie serca. Tylko nie Julki. Bo ona wdrukowała sobie, że jest przyjacielem, a więc nie tym najważniejszym na całe życie, na którego ona namiętnie czeka.

Oj, jaka głupia jest ta Julka! Niby mądra, właśnie kończy studia licencjackie (nie wiadomo, na jakim kierunku), czuje się artystką-fotograficzką, a nie widzi, że ma obok siebie najwspanialszego na świecie mężczyznę. Halina Elżbieta Daszkiewicz bardzo poważnie traktuje ten brak świadomości Julki. A jednak niczym go nie uzasadnia. Co prawda 17-letnia Julka została oszukana przez pewnego mężczyznę, ale teraz jest szczęśliwa, że ma wspaniałą córkę, a tamten pan nigdy na długo w jej sercu nie zagościł. Jest fryzjerką, prowadzi własny zakład, ale choć ciągle narzeka na brak pieniędzy, to w sumie ma na wszystko. Szczególnie, że babcia z dziadkiem ciągle ją wspomagają, a Rafał nie wie, na co je wydawać, chciałby na Julkę, ale ona nie pozwala. Na dodatek duża suma spada Julce z nieba, co już całkiem nie pasuje do realistycznej konwencji powieści.

*

Tu stale coś się dzieje: a to idziemy do sklepu, a to wracamy ze sklepu, a to udajemy się do dziadków, a to dziadkowie przyszli do nas, uczestniczymy w podwórkowych zdarzeniach, czyli w imprezach w firtlu, a także w miejskich, jak Nocny Szlak Kulturalny. A jeszcze bez przerwy robimy zdjęcia, oczywiście wszystkie piękne, i pewnie z Julki niedługo zrobi się artystka, bo to przecież takie proste.

*

Robienie artystycznych zdjęć nie jest proste, podobnie jak nie jest proste napisane powieści. Bo choć wszystko w niej jest najprawdziwsze, to jednak pozostaje papierowe. Autorka nie przekonała mnie do tęsknot ani zahamowań Julki. Nie wierzę nawet w jej zadziwienie w finale: Nie mogłam zrozumieć, jak to się stało. Miałam swoją miłość na wyciągnięcie ręki. Cały czas był przy mnie, jak mogłam być taka głupia i ślepia? Czytelnik od początku wie, że Julka jest głupia i ślepa, a tylko autorka zdaje się tego nie wiedzieć.

Podobnie papierowy jest idealny Rafał. Niby się buntuje, niby chce unormować swoje związki z Julką i mieć z nią troje dzieci, ale boi się odrzuceniu przez nią. Gdyby był prawdziwym mężczyzną i huknął pięścią w stół, to….

To nie byłoby powieści.

*

Ażeby uprawdopodobnić duchowe przeżycia Rafała autorka do każdego rozdziału dodała drugą wersję, czyli jak te same wydarzenia widzi Rafał. Na ogół on sam katuje siebie i to z użyciem bardzo brzydkich słów. Zamiast lepiej zrozumieć Rafała, czytelnik coraz bardziej widzi jego słabość, brak męskiej odpowiedzialności za swoje kobiety. Bo mężczyzna, nawet najbardziej zakochany, musi umieć przekonać kobietę. A ten gra jej rzewne melodie, a nie umie zwyczajnie powiedzieć, że kocha.

*

Halina Elżbieta Daszkiewicz wcześniej wydała dwie powieści o Matyldzie: „Matylda, czyli Pora na życie” i „Matylda II. Jak zabić muchę”. W pierwszej podjęła bardzo ważny problem samodzielności pań na emeryturze. Bo przecież nie powinny żyć tylko dla dzieci i wnuków, a muszą same sobie stworzyć własny świat, który da im osobiste zadowolenie. Druga powieść nie wniosła problemowo nic nowego, zgodnie z tytułem była kontynuacją pierwszej.

Napisała jeszcze powieść o Alfredzie Markowskiej, czyli Niońci, cygańskiej szanowanej damie. Książka ta nie doczekała się publikacji w języku polskim, a wydana została tylko w tłumaczeniu na język romski.

„Ruda Julka i saksofonista” miała pokazać, jak trudno młodym ludziom, choć są dorośli i mądrzy, dogadać się w sferze uczuć. Jednym przychodzi to łatwiej, innym trudniej, ale zawsze takie opory wynikają z jakichś przyczyn. Tu, niestety, przyczyn nie ma.

Książkę wydało wydawnictwo Debiutant bez koniecznej korekty. Podobnie niestaranna jest nota biograficzna zamieszczona na okładce książki. Takie uchybienia także wpływają na ogólną moją mierną ocenę książki.

 

***

Halina Elżbieta Daszkiewicz „Ruda Julka i saksofonista”, wydawnictwo Debiutant, Malbork 2021, 198 s.